POLSKA : BELGIA 2:0
|
Godzinę przed rozpoczęciem meczu stadion
był pełny. 47 tysięcy miejsc zostało zajętych przez kibiców, którzy
chcieli na własne oczy oglądać historyczne wydarzenie.Od pierwszego
gwizdka duńskiego sędziego Clausa Bo Larsena rozpoczął się chóralny
doping, prowadzony - zgodnie z apelem piłkarzy i organizatorów - bez
użycia plastikowych trąbek, których dźwięk zagłuszał śpiew i
przeszkadzał w grze.W pierwszych fragmentach gry okazji do gwizdów nie
brakowało, gdyż to Belgowie częściej byli przy piłce, długo
przetrzymując ją w środku pola. Próby ataków polskich piłkarzy nie były
udane. Brakowało dokładności, widać było sporą nerwowość w grze, a
indywidualne szarże Jacka Krzynówka i Euzebiusza Smolarka nie przyniosły
powodzenia. Na boisku nie działo nic ciekawego, więc na trybunach
pojawiła się meksykańska fala. Przerwał ją jęk zawodu po niecelnym
strzale Radosława Sobolewskiego.
W 34. minucie bliski zdobycia bramki w pierwszej połowie był Jan Vertonghen. Obrońca Ajaksu Amsterdam dokładnie przymierzył z rzutu wolnego, ale Artur Boruc czubkami palców zdołał wybić piłke na rzut rożny. Na trybunach rosło zniecierpliwienie, a pod bramką Polaków szalał szybki Kevin Mirallas, z którym polscy obrońcy mieli sporo kłopotów. Kibice wierzyli, że obraz gry odmienią trafne podpowiedzi trenera Beenhakkera i gdy Holender pojawił się przy linii bocznej boiska na trybunach rozległo się przeciągłe "Leeo, Leeeeo".Gdy wydawało się, że do przerwy goli nie będzie, w sukurs Polakom przyszedł Vertonghen. Jego niedokładne podanie do własnego bramkarza przejął Euzebiusz Smolarek i po minięciu Stijna Stijnena kopnął do siatki. Szał radości na trybunach, którym strzelec bramki oddał honorowy salut. Po chwili słychać było wyłącznie "Ebi, Ebi, Ebi". To jego ósmy gol w tych eliminacjach.
Po przerwie pierwszą dobrą wiadomość miał dla kibiców spiker, który poinformował, że Wojciecha Łobodzińskiego zastąpił na boisku Jakub Błaszczykowski. O drugą zatroszczył sam pomocnik Borussii Dortmund. Jego akcje siały popłoch w szeregach rywali, a już jedna z pierwszych zakończyła się kolejnym trafieniem "Ebiego". Błaszczykowski eksplodował z radości i wpadł w objęcia selekcjonera. W chorzowskim "kotle czarownic" zawrzało po raz drugi. Od wymarzonego awansu Polaków dzieliło 40 minut. Na trybunach zaczęła się fiesta. "Ebi, Ebi" mieszało się z "Jeszcze jeden, jeszcze jeden". Ktoś zaintonował "Mazurka Dąbrowskiego", do góry powędrowały wszystkie szaliki. A chwilę później kibice rozgrzewali się machając rękami i powstając do meksykańskiej fali. Na boisku Polacy oddali inicjatywę Belgom, ograniczając się do nieśmiałych prób kontrataków. Z letargu próbował ich wyrwać Beenhakker, który coraz częściej pojawiał się przy linii bocznej i gestykulując wyrażał dezaprobatę dla poczynań swoich wybranców.W 85. minucie gry Beenhakker zapewnił bohaterowi spotkania owację na stojąco na prawie sto tysięcy dłoni. "Ebi, Ebi" żegnało schodzącego z boiska Smolarka, którego holenderski szkoleniowiec przed ławką rezerwowych wyściskał i ucałował niczym ojciec syna. On także sporo mu zawdzięcza... Stadion Śląski po raz kolejny okazał się szczęśliwy dla polskich piłkarzy. Po ostatnim gwizdku duńskiego arbitra radości nie było końca... Z trybun słychać było "dziękujemy, dziękujemy", a jako pierwsi w objęcia padli sobie "dwaj przyjaciele z boiska", czyli Michał Żewłakow i Artur Boruc. Po chwili na boisku byli już także rezerwowi i wszyscy wspólni wykonali taniec radości na środku boiska. Nie zabrakło nawet kontuzjowanego Dariusza Dudki, który wbiegł na murawę ... podpierając się na kulach. Do szatni zdążył zejść Beenhakker, którego piłkarze "dopadli" w tunelu i zaczęli podrzucać do góry. Przy dźwiękach "We Are The Champions" zawodnicy wrócili na boisko i wykonali rundę honorową. Błyskały flesze, fruwały szaliki, a niego rozjaśniały sztuczne ognie...
|
|
SMOLAREK NA 1:0 |
|
SMOLAREK NA 2:0 |
Polska - Belgia 2:0 |
tekst & foto from wp.pl |