ZBRODNIA KATYŃSKA 1940

 

    Po latach dzielących nas od zbrodni katyńskiej, od zorganizowanej przez Niemców ekshumacji w 1943 roku oraz sowieckiej - w zimie 1943/44, a następnie po polskich pracach sondażowo-badawczych w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, mimo częściowego otwarcia niektórych - co trzeba podkreślić - archiwów, nadal wiemy za mało o tym, jak wyglądała zbrodnia w kwietniu i maju 1940 rolu.

   W Polsce i na świecie wydano ponad sto książek, napisano kilka tysięcy artykułów, zrealizowano ponad dwadzieścia, mniej lub bardziej udanych filmów dokumentalnych, a jednak znane są nazwiska nielicznych spośród tych, którzy mordowali czy "tylko" pomagali w konwojowaniu polskich jeńców, a później w zakopywaniu zwłok po egzekucji. Mimo pracy zainteresowanych ujawnieniem, nie tylko Polaków, ale nawet pomagających w tej sprawie Rosjan czy Ukraińców, nadal nie ustalono również nazwisk wszystkich zastrzelonych.

   A wiedząc o ponad 22.000 skazanych na śmierć nie mamy pewności, ilu spośród nich rzeczywiście zgładzono na podstawie decyzji w dniu 5 marca 1940 roku podjętej w  Moskwie przez Stalina i jego towarzyszy z Biura Politycznego WKPb. Stale powtarzają się te same nazwy: obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku oraz miejsc śmierci: w Charkowie, Katyniu czy Twerze, nie ma jednak pewności, czy np. miejscem egzekuzji jeńców wywiezionych z Kozielska nie było - obok lasu katyńskiego - tzw. wewnętrzne więzienie NKWD w Smoleńsku. I nadal nie wiadomo, gdzie pochowano ponad 7000 Polaków, którzy w pierwszych miesiącach 1940 roku przebywali w sowieckich więzieniach. Może leżą w Bykowni pod Kijowem, Kuropatach pod Mińskiem? I w kilku innych miejscowościach, do których wiosną 1940 roku, z więzień ówczesnej Białorusi czy Ukrainy, wyjechały transporty ze skazanymi na śmierć polskimi oficerami.

   Władze białoruskie i rosyjskie trzasnęły drzwiami archiwów. Mińsk nigdy nie zamierzał rozmawiać o ujawnieniu oraz osądzeniu sprawców największej w XX wieku masakry jeńców wojennych ani o ich ekshumacji. Moskwa najwyraźniej chce w ogóle zapomnieć o prowadzonym kiedyś, ale w 2004 roku umorzonym śledztwie. Wymordowanie ponad 22.000 jeńców uznano tam za "zwykłe zabójstwo", a nie za ludobójstwo. Sprawcy - jak na wyrost ustalono - nie żyją, więc nie ma komu postawić zarzutów. A na dodatek - jak oceniają - rosyjscy prokuratorzy - zbrosnia "zwykłego zabójstwa" uległa przedawnieniu...

   Rodziny zamordowanych liczyły, ze pomoże im wzniesienie skargi do Europejskiego Trybunału Spraw Człowieka w Strasburgu. Pojawiły się również głosy, aby poprzez złożenie skargi do Międzynarodowego Trybunału sprawiedliwości w Hadze doprowadzić do obowiązkowego udostępnienia przez Rosjan akt śledztwa. Czy Federacja Rosyjska zastosuje się do decyzji lub wyroków europejskich trybunałów, gdyby były korzystne dla skarżących się Polaków?

   Trwa nadal śledztwo, podjęte przez Instytut pamięci narodowej - Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Nikt nie potrafi jednak odpowiedzieć, kiedy zakończy się to śledztwo i z jakimi rezultatami. Jak wiele nowych informacji wniesie do domów tysięcy polskich rodzin, które pół wieku nie wiedziały nic o losie swych bliskich. Bo jeszcze po ujawnieniu spisów zamordowanych można było podejrzewać, że chodzi o inną osobę - w nazwiskach nierzadko pojawiały się błędy. Wysiłek badaczy pozwolił poprawić wiele - ale nie wszystkie pomyłki. Żyją rodziny nadal oczekujące na jakieś informacje...

   Kiedy po 1990 roku w Moskwie uchylono drzwi do archiwów ujrzały światło dzienne zupełnie nowe dane: można było prześledzić los tysięcy jeńców czy aresztowanych, ustalić, w jakich obozach byli więzieni w przypadku większości również wyjaśnić gdzie zostali straceni i pochowani. Świat dowiedział się o kolejnych miejscach kaźni i o tym, że las w Piatichatkach pod Charkowem niczym nie różni się od lasu katyńskiego czy lasu w Miednoje pod Twerem. Strach tam wbić w ziemię łopatę aby zaraz nie natrafić na kości rozstrzelanych...

   Po przeszło 60 latach szukania prawdy o zbrodni a więc chociażby informacji, w którym dniu kwietnia czy maja 1940 roku polscy oficerowie zostali straceni, nadal triumfuje duch Józefa Wissarionowicza i jego towarzyszy - zbrodniarzy. Okryli zbrodnię tajemnicą tak skutecznie, że nie sposób ujawnić wszystkich jej szczegółów. Przekonali do ponad półwiecznego milczenia swoich ówczesnych sojuszników, więc na zachodzie kłamano identycznie jak na wschodzie a w tym morzu łgarstwa ginął głos sprawiedliwych i skrzywdzonych. Za paradoks trzeba przecież uznać fakt ujawnienia zbrodni przez ministra III Rzeszy - Goebbelsa, który w kwietniu 1943 roku ciszył się z grobów w lesie katyńskim jako "pokarmu propagandowego na wiele miesięcy". Trudno jednak dzisiaj odpowiedzieć czy rodziny czekające na powrót mężów i ojców, nie cieszyłyby się kiedyś z wejścia wojsk niemieckich do Charkowa, gdyby Wermacht miał tam czas na ujawnienie grobów czy w ogóle śladów zaginionych jeńców ze Starobielska.

   W jednym z polskich programów telewizyjnych zaprezentowano kiedyś gimnazjalistę albo nawet licealistę, któremu 17 września kojarzył się wyłącznie z "jakimś świętem kościelnym". Może dzięki nowemu filmowi Andzreja Wajdy, ktoś zapytany o Katyń powie więcej a nie pochwali się wiedzą o takiej miejscowości w pobliżu Smoleńska?

 

 PAMIĘTAJ!! KATYŃ 1940

POMORDOWANI ZA TO, ŻE BYLI POLAKAMI...

CZEŚĆ ICH PAMIĘCI!!

 

 tekst from www.postmortem.netino.pl

zdjęciami opatrzył Łynias