"SKAZANI NA ZAPOMNIENIE"

 

   Problem dzisiejszej muzyki nie tylko w Polsce ale i na Świecie polega na jej komercyjnej nietrwałości. Piosenka, która dziś była odtwarzana dziesięć razy z rzędu w Winampie za dwa tygodnie nie znajdzie się nawet w Playliście. Co jest powodem takiej sytuacji? Czy winni są słuchacze? Czy muzyka zmieniła się tak diametralnie, na gorsze, że dziś zaspokaja głód słuchacza tylko na moment? Jak w takiej sytuacji wypada Hip-Hop, czy deklaracje słuchaczy o dozgonnej wierności i miłości do rapu mają jakiekolwiek szanse istnienia? A może są tylko pustymi frazesami...

   Polski Hip-Hop rządzony jest podobnymi prawami jak każdy gatunek muzyki. Początki muzycznej alternatywnej, Rocka Progresywnego przynoszące ze sobą kultowe do dziś zespoły: Pink Floyd, Yes, czy King Crimson były również czasem jej rozkwitu a także powolnej śmierci. Wszystko (a dokładniej większość) tego, co było i jest najlepsze z tego gatunku powstało na samym początku i do dziś pozostaje niedoścignionym wzorcem, często nieudolnie powielanym. Jak wielu z nas wspomina dziś Elvisa, czy Beatlesów, a ilu będzie pamiętało o Arctic Monkey's (nowych Beatlesach), Franzie Ferdinandzie (nowych, nowych Beatlesach), czy The Kooks (nowych, nowych, nowych Beatlesach). Zapewniam, że niewielu. Jeżeli dokładniej przyjrzeć się rapowi odnajdziemy pewien związek. Jak wielu z Was nie zgodzi się ze mną, że Kaliber wydając swoją pierwszą płytę "Księga tajemnicza -Prolog" wyprzedził swoją epokę o co najmniej dekadę. Ilu z Was do dziś słucha tej płyty, a ilu uważa, że jest to najlepsza produkcja w historii. Jak wiele razy w Waszym odtwarzaczu w poprzednim roku gościła Paktofonika, ze swoją słynną już "Kinematografią". Kto nie zgodzi się, że Ostry najlepszy był na "Tabasco" i do dziś szuka stylu, który pozwoli mu powrócić do ówczesnej formy. I w końcu ilu z was jest gotowych zapłacić 250zł za "Światła miasta". Zapewne wielu, tak jak wiele osób pragnie unikatowych winyli The Doors, czy Krzysztofa Komedy.

 

 

   Dlaczego dziś, kiedy warunki nagrania dobrej, ciekawie brzmiącej płyty są o niebo lepsze, data ważności każdej kolejnej produkcji ulega gwałtownemu skróceniu? Dlaczego, mimo posiadania tysięcy sampli, nowoczesnej technologii oraz dobrego sprzętu miksującego bity wydają się być wtórne i zaspokajają gusta słuchacza niczym piosenka Rihanny -"Umbrella", rzekomy hit tego lata. Jedną z powódek może być pewna mitologizacja protoplastów gatunku, którym oddaje się swoisty szacunek, a brak znajomości ich twórczości (jak również wyrażania podziwu) jest traktowany jako niestosowny. Czy jednak tylko to decyduje? Każdy z nas może się przecież wyłamać, krzyknąć "Nie!" i złamać wszelkie konwenanse. Dlaczego tego nie robimy. Otóż powodów jest kilka.

   Pierwszym z nich jest zanik osobowości. Początki Kalibra 44 i Paktofoniki wiążą się z jedną osobą Piotrem Łuszczem -Magikiem. Jakkolwiek nie ocenialibyśmy jego umiejętności wokalnych, był on niewątpliwie osobowością, co udowadniał wiele razy. I niestety o jeden raz za wiele. W pamięci pozostanie jednak jego pomysłowość, pasja, zaangażowanie i oryginalność. Czasy "narodzin" osobowości obejmują również początki pracy Ostrego, Peji, Łony, Fisza, członków Molesty Ewenement czy Eldo. Postaci te do dziś są znaczącymi artystami, jednak wszystko co najlepsze w uszach słuchacza mają już za sobą, a co najistotniejsze pozostaną zapamiętani tylko dzięki niektórym swoim dokonaniom. Eldo do dziś jest przede wszystkim członkiem Grammatika, jednym z twórców "Świateł miasta", członkowie Molesty: Włodi, Vienio, Pele swoje solowe kariery zbudowali raczej tylko i wyłącznie na bazie "Skandalu". Dzisiejsi "prawdziwi raperzy" to tak naprawdę MC's z początków istnienia rapu w Polsce i to oni na zawsze pozostaną w pamięci słuchacza, mając ich najwyższe uznanie.

 

 

   Drugim z powodów jest brak oryginalności. Dzisiejsze "wschodzące gwiazdy" nie mają praktycznie nam nic do powiedzenia. Ich osobowość (widoczna na płycie) sprowadza się do tego, co mówiono już w roku 2000, podejmowanie tych samych schematów, niewielkie nowatorstwo, setki identycznych idiotycznych wręcz wersów przypominają raczej kontynuację morderczej (dla widza) serii "Amerykańskiego Ninji" czy "Życzenia Śmierci" (z całym szacunkiem dla Charlesa Broniona, rewelacyjnego w "Dawno temu na Dzikim Zachodzie" Sergio Leone). Przykładem jest choćby znienawidzone przez słuchaczy 18L. Wystarczy spojrzeć na zawartość płyty, która w rzeczywistości jest wtórna, a chłopaki mieli równie dużo szczęścia, że zaistnieli w mediach co osoba, która trafiła szóstkę w totolotka, lub spotkała Anetę K. w niekomfortowej sytuacji. Można powiedzieć, że "wszystko już było" i w gruncie rzeczy trudno stworzyć coś oryginalnego, jednak to nie jest prawda. Wydawać się może, że każdy młody MC nad łóżkiem wypisany ma tekst kawałka "Jak nagrać I-szą płytę" -" (...) masz jakiś pomysł na numer?!, e-e, zbiór tematów dostępny na www.dobryrap.pl, nie kombinuj nic nowego nie wymyślisz, zresztą po co?!, słuchacze to tradycjonaliści (...)". O tym natomiast, że można zrobić coś nowego przekonaliśmy się choćby słuchając płyt "Alkopoligamia", czy "W pogoni za lepszej jakości życiem", należy jednak podkreślić, że płyty te w warstwie tekstowej nie wnoszą nic nowego. Małolat i Mes dają nam coś innego -siebie oraz szczerość. Budują wizerunek, realizują go z każdym kolejnym utworem, dzięki czemu poznajemy nie płytę, a prawdziwą osobowości -tak upragnioną w dzisiejszych czasach. Niestety takie przypadki są raczej sporadyczne.

   Aby jeszcze bardziej podkreślić wzmiankowaną już wcześniej mitologizację "raperów z tamtych lat" pozwolę sobie zwrócić uwagę na pewną tendencję. Zadajcie sobie pytanie ilu z Was pamięta Karrambę, czy Nagły atak spawacza, których muzyka, mówiąc delikatnie była daleko poniżej przeciętnej. Tak jak w przypadku rozwoju miasta korzyści czerpią wszyscy, tak również w przypadku zapamiętywania prawdziwych ikon polskiego Hip-Hopu w naszej pamięci pozostają artyści nie tyle niewyraziści, co słabi warsztatowo. Paradoksem jest, że ci "lepsi", którzy swoją muzykę zaczęli robić dopiero dzisiaj, zostaną zapomniani, na rzecz tych, którzy muzykę powinni robić w Bollywood, a sprzedawać ją na zmywaku w Londynie, lub w sklepie z gadżetami dla Polonii.

 

 

   Trzecim powodem jest zagęszczenie rynku muzycznego. Początki Hip-Hopu pamięta niewielu z nas, a ludzi, którzy szerzyli zajawkę na tą muzykę można policzyć na palcach jednej dłoni. Dziś praktycznie w każdym mieście znajdziemy kilka składów, które rapują i robią bity. Niestety ilość nie przekłada się na jakość i większość z nich jest po prostu słaba -a co gorsza pozwala im się wydawać albumy. W roku 1996 byłoby to nie do pomyślenia -dziś każdy węszy w tym interes i tylko szuka kilku chłopaków, którzy mogliby pod nazwą "New Kids On The Blok" wydać kolejną płytę o ulicy. Tak jak w przypadku wychowania dzieci problem zaczyna się już w najmłodszym wieku, tak również zespół zupełnie niezdolny do zaistnienia na rynku muzycznym, który jednak wydaje płytę, pozostanie nieudolną kopią czegoś co już było.Skoro wspominałem już o wytwórniach muzycznych wydających "co się da", warto również wspomnieć o komercjalizacji Hip-Hopu. Komercjalizacji nieuniknionej, która jednak miała negatywny wpływ na całą subkulturę (notabene do dziś jesteśmy świadkami destrukcyjnego wpływu komercji na muzykę, niestety również tą "starszą, która jest rozkradana przez wszelkiej maści Dj i remiksowana na Techno-Hity, przez co prawdziwa wartość artystyczna konkretnej piosenki jest "rozmywana" i umniejszana). Jeżeli dziś, ktoś powie, że robi rap dla przyjemności, w większości przypadków jest to kłamstwo, za które będzie smażył się w piekle. Zaangażowanie w muzykę hip-hopową osób (managerów, wydawców, producentów i oczywiście "MC's"), które nie mają w ogóle do czynienia z rapem, jest równie absurdalne, jak występy Davida Beckhama w reprezentacji Afganistanu w krykieta, a co gorsze, od kilku lat jest faktem. Wielkim atutem protoplastów tego gatunku jest ich bezinteresowność. To bezinteresowność sprawiła, że pozostali postaciami wyrazistymi, posiadającymi osobowość muzyczną, chcącymi opowiedzieć swoją historię, podzielić się swoimi przemyśleniami, doświadczeniami, które mogłyby uchronić innych przed ich błędami. To bezinteresowność sprawiła, że zyskali swoją popularność, od której dziś, bezkarnie, mogą odcinać kupony. Dziś wielu z nas twierdzi, że rap stracił na wartości. Idee, walory muzyczne i artystyczne -wszystko to zeszło na dalszy plan. Niestety na pierwszym planie widzimy pustkę. Wszystkie argumenty, które przedstawiłem powinny pomóc Wam odpowiedzieć na pytanie, które postawiłem na początku: Czy obecni wykonawcy Hip-Hopowi skazani są na zapomnienie? Na pewno wielu z Was udzieli odpowiedź: "Tak", nawet jeżeli nie zrobi tego dziś, to jutro, za miesiąc, za rok uświadomi sobie, że rap skończył się w dniu jego narodzin.

   Stwierdzenie to nie jest niczym niezwykłym. Wszyscy, którzy byli świadkami wielkiej kariery Elvisa Presley'a śmierć Rock'n'Roll'a datują na dzień "odejścia króla", dla wielu kino skończyło się w dniu kiedy zmarł Ingmara Bergmana, a polityka, kiedy Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory. Na pewno wielu z Was zadaje sobie teraz pytanie: "Co zrobić, aby termin przydatności kolejnej płyty był dłuższy niż data ważności kefiru". Moim zdaniem -nic. Sytuacja w jakiej znalazła się muzyka hip-hopowa jest nieodwracalna. Mimo, że poczyniony został pierwszy krok w stronę powrotu do korzeni -ponowny brak zainteresowania mediów, "nieśmiertelność" artystów i ich "dzieł" jest sprawą przegraną. (swoją drogą kroku tego nie poczyniło środowisko hip-hopowe. Była to natomiast naturalna reakcja przesytu rynku tym gatunkiem muzyki, niż celowa akcja mająca na celu "odzyskanie rapu"). Niestety do końca już, głęboko w podświadomości każdego, kto będzie zaczynał przygodę z tą muzyką będzie, zupełnie naturalna, chęć zarobienia sporych pieniędzy, która przyćmi ich indywidualność i zabije w nich to, co mają najcenniejsze -prawdę. Jedyne co możemy robić to czekać na postaci zjawiskowe, które będą dla rapu tym, czym Luciano Pavarotti dla opery, Violetta Villas dla zwierząt domowych, czy Ernest Hemingway dla literatury.

   PS. Poglądy podane przeze mnie w artykule są krzywdzącymi uogólnieniami, za które serdecznie przepraszam prawdziwe osobistości sceny hip-hopowej, o których nie wspomniałem w w/w tekście.

 

Tekst: RobunioWieeesz; artykuł pochodzi z witryny www.hip-hop.pl

Zdjęciami opatrzył Łynias